Slawek
1805
CUD ZA ŻYCIA. Pierwsze pogłoski o jego świętości pojawiły się dopiero 7 lipca 1986 roku w Castries na wyspie Santa Lucia na Karaibach. Wyspa ta była jedynie przystankiem Jana Pawła II w podróży z …Więcej
CUD ZA ŻYCIA.

Pierwsze pogłoski o jego świętości pojawiły się dopiero 7 lipca 1986 roku w Castries na wyspie Santa Lucia na Karaibach. Wyspa ta była jedynie przystankiem Jana Pawła II w podróży z Kolumbii do Rzymu. Przebywał tam siedem godzin. Bardzo trudno jest zrekonstruować, co dokładnie się wydarzyło. Było zaledwie kilku naocznych świadków. A jednak ten jeden dzień zmienił wszystko w najbliższym otoczeniu papieża.
Zaraz po przybyciu na lotnisko Hewanorra Jan Paweł II miał przesiąść się do mniejszego samolotu i polecieć do Castries, stolicy państwa-wyspy o powierzchni 619 kilometrów kwadratowych, gdzie oczekiwał go brytyjski gubernator generalny sir Alain Lewis, reprezentant królowej brytyjskiej. Jednak na drodze do mniejszego samolotu jeden z kapłanów zdołał na krótko papieża zatrzymać. Obok niego stał niewidomy chłopiec. Jak później relacjonowano, stracił wzrok już we wczesnym dzieciństwie. Liczni lekarze badali go i nie mogli ani ustalić przyczyny ślepoty, ani dać nadziei, że kiedykolwiek odzyska wzrok. Papież zatrzymał się, wziął chłopca w ramiona, wypowiedział modlitwę. Wszystko w przeciągu zaledwie kilku minut, zanim podążył dalej do czekającego nań samolotu. Jeszcze tego samego dnia, 7 lipca 1986 roku, około szesnastej czasu miejscowego, wydarzyło się coś niewiarygodnego - chłopiec odzyskał wzrok. Uszczęśliwieni rodzice poinformowali miejscowego biskupa, który czym prędzej zarządził zbadanie tego przypadku. Lekarze nie znaleźli żadnego medycznego wytłumaczenia i bezradni oznajmili biskupowi: „Możemy tylko stwierdzić, że zdarzył się cud".
Tylko nieliczni wiedzieli o wydarzeniu na Karaibach. Jan Paweł II nakazał im absolutne milczenie aż do jego śmierci. Arcybiskup Castries, Jego Ekscelencja Kelvin Felix, dopiero wiosną 2006 roku potwierdził mi oficjalnie dokonanie cudu przez papieża. „Chłopiec ma się dobrze, widzi doskonale" - oznajmił. Oprócz bezpośrednich uczestników o tym wydarzeniu wiedzieli tylko najbliżsi współpracownicy papieża: członkowie rodziny papieskiej i jego osobisty sekretarz, arcybiskup Stanisław Dziwisz. Wszyscy przestrzegali nakazu milczenia. A jednak wszystko się zmieniło. Do 7 lipca 1986 roku papież Jan Paweł II także dla najbliższych współpracowników był „tylko" zwierzchnikiem miliarda katolików, następcą świętego Piotra, największym teologiem, a także mężem stanu i politykiem w czasach przełomu, gdyż w bloku wschodnim następowały dramatyczne przemiany. Ale czymże wszystko to było w porównaniu z doświadczeniem owego dnia? Odtąd mogli mieć do czynienia ze świętym, z człowiekiem, który najwyraźniej mógł poprosić odwiecznego Boga o bezpośrednią ingerencję, o uczynienie czegoś niewyobrażalnego, co przeciwstawia się prawom natury. Od 7 lipca 1986 roku współpracownicy innymi oczyma widzieli „ich" papieża Jana Pawła II, który modlił się w kaplicy, żartował przy stole, w Wigilię śpiewał z nimi polskie kolędy, póki nie pojawiła się pierwsza gwiazda na niebie, co w polskiej tradycji oznacza rozpoczęcie uroczystej kolacji wigilijnej. Wszystko to zyskało nowy wymiar. Coraz więcej pielgrzymów zaproszonych na poranną mszę w kaplicy papieskiej mówiło odtąd: „Jego otoczenie traktuje go jak świętego".
Gdy wkrótce potem przybyłem do Rzymu w 1987 roku, z początku nie rozumiałem zachowania ludzi na dworze papieskim. Uderzyło mnie tylko, jak dziwnie najbliższe otoczenie traktuje papieża. Wiedziałem, że Jan Paweł II dużo pisał, czasem po prostu kilka myśli na kartce, jakaś linijka, czasem cały wiersz, a czasem tylko jedno zdanie, które właśnie przyszło mu do głowy. Jego osobisty sekretarz, arcybiskup Stanisław Dziwisz, zbierał te wszystkie karteczki i w ogóle zachowywał się tak, jakby wszystko, czego dotknął papież, miało ogromne znaczenie. Nawet zużyte ubrania papieża były starannie przechowywane, jak później się dowiedziałem. Również audiencje zmieniły charakter: odpowiedzialni za nie w Domu Papieskim zaczęli zwracać o wiele większą uwagę na prośby od ciężko lub śmiertelnie chorych, którzy chcieli zobaczyć papieża. Skoro papież mógł czynić cuda, to czy takie prośby nie zyskiwały zupełnie innego wymiaru?

"Papież w modlitwie" – obraz malarza Damiana Gierlacha.


www.damiangierlach.pl/galeria.html
Tekst na podstawie książki "Ślady Boga"
jadwiska
Kard.Stanisław Dziwisz:Zawsze mu towarzyszyłem,a stąd odszedł sam.Najbardziej poruszyło mnie to,że w tej drodze nie będę mógł mu towarzyszyć.
On wcale nas nie zostawił.Czujemy jego obecność.Doznajemy licznych łask przez jego wstawiennictwo.A ja towarzyszyłem mu aż do tego momentu.Teraz odszedł sam.A teraz?Po tamtej stronie,kto mu towarzyszy?